[BRANTA]
Kategoria: Literatura faktuWysyłka: do 3 dni
Książka Zawód: korespondent to napisana świetnym
językiem autobiografia dziennikarska. Wspomnienia z dzieciństwa w
formie kompozycyjnie zamkniętych obrazków, młodość w trudnych
czasach...
Pełen opis produktu 'ZAWÓD: KORESPONDENT' »
Książka Zawód: korespondent to napisana świetnym językiem
autobiografia dziennikarska. Wspomnienia z dzieciństwa w formie
kompozycyjnie zamkniętych obrazków, młodość w trudnych czasach
powojennych, początki pracy dziennikarskiej oraz niesłychanie
aktywne życie zawodowe opisane w niezwykle interesujący sposób,
pełen humoru i wyrafinowanej autoironii ? sprawia, że nie sposób
oderwać od lektury. FRAGMENTY (...)na Konarskiego zamieszkaliśmy,
gdy Litwini wysiedlili nas z porządnej, żółtej kamienicy w górnej
części miasta, z rzeźbionym drewnianym paradniakiem. Paradniak, to
po wileńsku główne wejście. Musieliśmy się wyprowadzić wkrótce po
tym, jak w południe 19 września 1939 roku czołgi z czerwonymi
gwiazdami wymalowanymi na wieżyczkach wjechały ze strasznym
zgrzytem na brukowaną ulicę Sierakowskiego i pojechały w dół ku
głównej ulicy Mickiewicza. Miałem wtedy niecałe 8 lat, ale pamiętam
każdy szczegół. Rudy, to znaczy tata, jak go nazwaliśmy
poprzedniego lata, gdy spalony słońcem i cały w piegach wrócił z
urlopu w Zaleszczykach, stał w oknie i łzy leciały mu po oliczkach.
?Boże, jak to krótko trwało!? - jęknął, gdy tanki pojawiły się pod
naszymi oknami. Nie wiedziałem, co tak krótko trwało i dopiero
znacznie później zaskoczyłem, że ojciec, który walczył jako
17-letni ochotnik w 20. roku, miał na myśli naszą 20-letnią
niepodległość. Dla mnie obrazek za oknem miał w sobie coś
podniecającego. Gdyby nie to, ze ojciec płacze... Od rana ulicą
Sierakowskiego jeździły konne furki powożone przez ułanów w
czapkach z czerwonymi otokami i woziły jakieś zielone skrzynie.
Tata powiedział: to wywożą dokumenty ze sztabu. Potem jak na
Sierakowskiego wjechała kolumna czołgów, ułańskie furki kursowały
jeszcze jakiś czas do sztabu i z powrotem, a czołgiści w skórzanych
pilotkach lub spiczastych czapkach z gwiazdą nie zwracali na nie
najmniejszej uwagi. (...)Moje nowe życie na Nowostrojce zaczęło się
od tego, że właściciel domu podzielił podwórko na pięć części i
każda rodzina skopała swój kawałek twardej czarnej ziemi, żeby
uprawiać ziemniaki i jarzyny. My dostaliśmy tylko mały pasek
podwórka, jako sublokatorzy. Rodzinnym ogrodnikiem zostałem ja i na
długiej wąskiej grządce posiałem wszystko, co lubię. Tak powstała
prawdziwa dżungla złożona ze słodkiego, zielonego groszku, który
wił się wśród żółtych dyń i oplatał łodygi słoneczników. Po
brzegach bujnie pleniła się nasturcja nie tylko dla ozdoby. Jej
pomarańczowe, słodkie i zarazem szczypiące w język kwiaty świetnie
smakowały na wojennym jęczmiennym chlebie z margaryną. (...)
Enrique , jako czteroletni Henio Oltuski, wyemigrował z ojcem,
ubogim żydowskim szewcem z Kobrynia na polskich Kresach. Ojciec,
stary polski Żyd, człowiek łagodny i bogobojnym, trzymał się z dala
od polityki. Dopiero na krótko przed wkroczeniem kolumny
partyzanckiej Che do Santa Clara , dowiedział się, że jego syn
kieruje ruchem podziemnym w całej prowincji. Bardzo się zmartwił
gdy znajomi powiedzieli mu, że tajemniczy nieustraszony przywódca
rewolucyjnego podziemia w prowincji Las Villas o pseudonimie Angel
Serra, to jego własny syn. A tak się cieszył, że syn robi karierę w
takiej porządnej firmie, jak Shell.