[]
Kategoria: Książki & Multimedia > KsiążkiWysyłka: do 3 dni
. Na środku drogi, zaledwie o kilkanaście centymetrów od zderzaka
jego samochodu, leżał ogromny, szarobrązowy pies, który
najwyraźniej nie zamierzał ruszyć się z miejsca. Nazwa -
Słoneczne...
Pełen opis produktu 'Słoneczne lato - Nina Harrington' »
Opis - O książce Gorące lato na południu Francji. Stary
wiejski dom otoczony ogrodem, a w nim ich dwoje. Ella, pianistka z
Londynu, mieszka tu na stałe i czuwa nad wszystkim podczas
nieobecności właścicielki. Sebastien, biznesmen z Australii, wpadł
tylko na chwilę. Dla niej to bezpieczny azyl, dla niego powrót do
bolesnych wspomnień. Wspólnie odkryją wiele tajemnic tego domostwa
i radość, jaką daje bliskość, ale potem każde z nich pójdzie swoją
drogą. Chyba że. Fragment książki Dopiero po kilku sekundach
opanował pospieszne bicie serca i wyprostował zaciśnięte na
kierownicy palce. Otworzył drzwi, wysiadł i natychmiast poczuł na
karku gorące promienie słońca. Na środku drogi, zaledwie o
kilkanaście centymetrów od zderzaka jego samochodu, leżał ogromny,
szarobrązowy pies, który najwyraźniej nie zamierzał ruszyć się z
miejsca. Łeb oparł na przednich łapach, wydawał się pogrążony w
myślach. W jego oczach odbijała się żywa inteligencja. Kiedy Seb
przykucnął, żeby obejrzeć go dokładniej, nowy znajomy obwąchał jego
wyciągniętą rękę, a potem ziewnął szeroko, odsłaniając komplet
pięknych, białych zębów. - To nie jest najlepsze miejsce na
popołudniową drzemkę, kolego - mruknął przyjaznym tonem Seb, a pies
uniósł głowę i polizał jego dłoń. Potem nagle nadstawił uszy i
zaczął się czujnie rozglądać. - O co chodzi, malutki? - spytał po
francusku Seb. - Co tam wywęszyłeś? Zanim doczekał się odpowiedzi,
usłyszał trzask łamanych gałązek, a potem poczuł na klatce
piersiowej uderzenie rozpędzonej, czworonożnej kuli, tak silne, że
przewrócił się na plecy w gęstą trawę. Był tak zaskoczony, że
dopiero po kilku sekundach wyciągnął przed siebie ręce, by ochronić
się przed atakiem mokrego języka. Niestety nie zdążył odepchnąć
pary łap, które tańczyły z radością po jego eleganckiej koszuli.
Nie chciał nawet myśleć o tym, jak muszą wyglądać jego spodnie.
Pies wydawał się młodszą wersją leżącego na drodze olbrzyma. Jego
starszy przyjaciel, a może krewniak, uznał najwyraźniej, że
pilnowanie drogi jest nudne, i zagłębił się w gęstwinie
otaczających ją krzaków, ale po chwili wrócił i obserwował całą
scenę z wyraźnym rozbawieniem. Natomiast młody potwór uniósł
czujnie uszy i pognał nagle w kierunku dawnej bramy wjazdowej. -
Zostaliśmy sami, kolego - mruknął Seb. - Gdzie mieszkasz? - Milou
nie mówi po angielsku. Mieszka u mnie, panie Castellano. Był to
głos jakiejś kobiety. Mówiła po angielsku z bezbłędnym akcentem,
zupełnie jak absolwenci brytyjskich uniwersytetów, których
zatrudniał w Castellano Tech. Uniósł głowę, żeby ją zobaczyć, ale
była zasłonięta przez jego samochód. Wspaniale! - pomyślał z
irytacją. Pierwsza osoba, jaką spotykam w miejscu swojego
urodzenia, widzi mnie w pozycji leżącej. I w dodatku wie, kim
jestem! A tak mi zależało na tym, żeby zachować anonimowość!
Westchnął głęboko i potrząsnął głową, wyobrażając sobie, jak
groteskowo musi w tej chwili wyglądać. Postanowił jednak zachować
spokój i potraktować cały epizod z przymrużeniem oka. Tym bardziej
że nie mógł zgłaszać pretensji, gdyż jego spotkanie z psami miało
miejsce na terenie prywatnym, a nie w miejscu publicznym. Dźwignął
się do pozycji siedzącej i odwrócił głowę w kierunku, z którego
dochodził głos. - Dzień dobry - powiedział po angielsku. - Czy jest
pani właścicielką tych psów? Muszę przyznać, że zrobiły na mnie
wielkie wrażenie. Kobieta nadal była zasłonięta przez samochód,
dostrzegł w prześwicie między drogą a podwoziem tylko parę
szczupłych nóg w beżowych, sportowych butach. I stwierdził ze
zdumieniem, że jedno sznurowadło jest zielone, a drugie niebieskie.
Zaczął się zastanawiać, jak może wyglądać reszta stroju. Uniósł
głowę, a po chwili ujrzał biało-żółtą luźną bluzkę oraz parę
ciemnozielonych spodni, obciętych tuż pod kolanami. Odchylił ciemne
okulary, które jakimś cudem nie spadły na ziemię, i zerknął na
twarz nieznajomej. Ujrzał zachwycająco błękitne oczy, w których
malował się wyraz życzliwego rozbawienia, pięknie ukształtowany nos
i wydatne, zmysłowe usta. Młoda kobieta była tak szczupła i drobna,
że przypominała mu elfa z bajki. Jej kasztanowe włosy były
przewiązane szeroką wstążką. Spojrzała na niego jeszcze raz, ale
nie dostrzegł w jej wzroku odrobiny zainteresowania. Potem
odwróciła głowę w stronę psów, najwyraźniej nauczonych, że nie
wolno na nią skakać, bo zachowywały się bardzo poprawnie. - Cześć,
pieski - powiedziała po francusku. - Przepraszam, że wracam tak
późno. - Pogłaskała je czule, a potem wyciągnęła rękę w stronę
niewidocznej rezydencji. - Idźcie do domu - zawołała. - Do domu!
Oba olbrzymy potulnie pobiegły we wskazanym przez nią kierunku, a
ona z uśmiechem odwróciła się do Seba i przeszła na angielski. -
Będzie pan mógł pobawić się z nimi później. Nie miał najmniejszego
zamiaru bawić się z tymi potworami, ale jej pogodny ton był tak
zaraźliwy, że mimo woli wybuchnął głośnym śmiechem. - Czy one
zawsze.tak serdecznie witają obcych? - Och, nie. Tylko mężczyzn.
Szczególnie mężczyzn w garniturach. Po prostu ich kochają.
Spojrzała na niego jeszcze raz i pokręciła głową. - Obawiam się, że
nigdy nie wywabi pan plam z tych spodni. Chyba nie wybrał pan
najlepszego stroju do zabawy z psami! - Nie zostawiły mi wyboru -
mruknął z uśmiechem. - Czy nie potrzebuje pan pomocy w sprawie
samochodu, panie Castellano? - spytała. - Nie mamy tu garażu, ale
kazałam zrobić w stodole wolne miejsce, z którego będzie pan mógł
korzystać podczas pobytu. Zapowiadają mistral. - Dlaczego pani
przypuszcza, że nazywam się Castellano, panno.? - Pani Martinez.
Ella Martinez. - Przechyliła głowę na bok i posłała mu uśmiech,
który zdawał się mówić, że potrafi czytać w jego myślach. - Proszę
się nie obawiać, nie jestem dziennikarką ani jasnowidzem. Nicole
wynajęła mnie do prowadzenia tego domu. To znaczy, że w ciągu
ostatnich trzech lat co tydzień odkurzam pańskie fotografie
ustawione na fortepianie. - Zerknęła na jego lśniący, czerwony
samochód. - Mój synek uwielbia zdjęcia z Grand Prix Monaco, na
których jest pan otoczony pięknymi kobietami, ale Nicole woli te z
regat jachtowych. Chyba nie ma jeszcze fotografii, na której siedzi
pan w swoich najlepszych spodniach na poboczu drogi. Czy mogę
przynieść aparat? - Miło mi panią poznać, pani Martinez. Mam na
imię Seb. Dziękuję za propozycję, ale chyba z niej nie skorzystam.
Prawdę mówiąc, jestem bardzo zadowolony, że nie ma pani przy sobie
aparatu. I tak czuję się zażenowany. - Nie ma pan żadnego powodu do
zażenowania - odparła ze śmiechem. - Prawdę mówiąc, wygląda pan na
człowieka, który jest bardzo zadowolony. Więc zobaczymy się w domu.
Pański pokój jest przygotowany. Do widzenia. Pomachała mu i
wyciągnęła zza samochodu dziwny, staromodny rower, na którym
zamontowane było siedzenie dla dziecka. Potem postawiła stopy na
pedałach i po chwili zniknęła mu z oczu. Zapadła cisza, w której
słychać było tylko śpiew ptaków, brzęczenie owadów, dochodzące z
oddali szczekanie psów i szmer klimatyzacji samochodu. - No cóż,
znalazłem się chyba w innym świecie - mruknął Seb, a po chwili,
zdawszy sobie sprawę z absurdalności swojego położenia, wybuchnął
głośnym śmiechem. Miał na prywatnym koncie miliony! Był
właścicielem poważnej firmy informatycznej zatrudniającej setki
ludzi! A teraz siedział na poboczu drogi, przewrócony przez psa, i
martwił się o stan swoich poplamionych spodni! Jak to dobrze, że
nie mogą mnie teraz zobaczyć dyrektorzy PSN Media, pomyślał z
rozbawieniem. Z pewnością nie chcieliby kupić firmy od zakurzonego
wieśniaka. Czuł, że jego pobyt będzie obfitował w interesujące
wydarzenia. I trochę żałował, że nie będzie tu na tyle długo, by
poznać lepiej tajemniczą nieznajomą opiekującą się domem Nicole. W
kilka minut później wysiadł z samochodu i poczuł przyspieszone
bicie serca. W ciągu osiemnastu lat jego nieobecności wygląd domu
nie uległ większym zmianom. Był zbudowany z miejscowego piaskowca,
który w promieniach zachodzącego słońca nabierał złotego lub
różowego zabarwienia. Długie, drewniane okiennice miały niegdyś
błękitnolawendowy odcień, którego nie widział nigdzie z wyjątkiem
tego regionu Langwedocji. Teraz były pomalowane na granatowo i
miały żółte obrzeża. Obawy, że jego stary dom został zamieniony w
ruinę, zastąpiło teraz podekscytowanie. Mimo panującego nadal upału
poczuł zimny dreszcz. Nie spodziewał się, że może w taki sposób
zareagować na widok miejsca, w którym przyszedł na świat. Stworzył
firmę, która rozrosła się do rozmiarów korporacji. Wielokrotnie
przemawiał do setek nieznanych słuchaczy i nie odczuwał ani lęku,
ani tremy. A teraz drżał na myśl, że będzie musiał przekroczyć tak
dobrze mu znane drzwi. Lekki powiew wiatru przyniósł nagle zapach
lawendy, róż i jaśminów. Ich aromat obudził w nim wspomnienia,
które odezwały się w jego umyśle z tak wielką siłą, że zaczerpnął
powietrza, by odzyskać panowanie nad sobą. Wszystkie obrazy
przeszłości przekazywały mu to samo przesłanie: wróciłeś do domu.
Myśl ta wzburzyła go bardziej, niż oczekiwał. Do tej pory jego
domem było luksusowe mieszkanie, z którego rozciągał się cudowny
widok na Sydney. Osiemnaście lat temu przysiągł sobie, że nigdy
więcej nie uzależni się od jednej osoby. Bolesne przeżycie, jakim
była konieczność rozstania się z tym domem, zabiło w nim resztki
dziecięcego sentymentalizmu. Nie uważał się za człowieka
czułostkowego. A odkrycie, że jest zdolny do przeżywania
sentymentalnych wzruszeń, wstrząsnęło nim tak bardzo, że nie
zauważył nadejścia Elli. - Czy bardzo się zmienił od czasu, kiedy
widział go pan po raz ostatni? Zdezorientowany Seb zamrugał oczami.
Czyżby czytała w moich myślach? - zaniepokoił się. Ella uniosła
wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. - Nicole mówiła, że wychowywał
się pan w tym domu. Zastanawiałam się nad tym, czy wygląda tak samo
jak wtedy. To wszystko. Jakby chcąc dać mu czas na zebranie myśli,
odwróciła się, żeby podnieść kilka uschniętych kwiatów. - Eee.
chyba tak. Zauważyłem brak bramy wjazdowej, ale sam dom niewiele
się zmienił. - Uniósł rękę i wskazał okiennice. - Zmodyfikowano
trochę kolorystykę elewacji. Nie jestem pewien, czy słusznie. Ella
westchnęła z irytacją i gwałtownie odwróciła się w jego stronę. -
Cieszę się, że pan to powiedział! Nicole wynajęła na wiosnę
jakiegoś dekoratora, który zmienił cały wystrój. Był uroczym
człowiekiem i potrafił znakomicie dobrać tapety, ale nie miał
pojęcia o miejscowym stylu budownictwa. - Pochyliła się w jego
stronę, jakby chcąc ujawnić jakąś tajemnicę. - Pochodzę z Londynu,
ale mieszkam tu wystarczająco długo, by widzieć, że ten dom nie
potrzebuje żadnych granatowych okiennic! Zanim Seb zdążył coś
powiedzieć, zerwała piękną różę, wspięła się na palce i wetknęła ją
w jego butonierkę. - Niech pan się nie boi, ona nie uszkodzi
pańskiej wytwornej marynarki. Wyhodowałam róże bez kolców. Mam
nadzieję, że się panu podobają. Uniosła głowę i uśmiechnęła się
lekko, jakby zdając sobie sprawę, że Seb, o wiele od niej wyższy,
może w tym momencie podziwiać zarys jej kształtnych piersi. On zaś
docenił ten widok i poczuł nagle pokusę wyciągnięcia ręki i
dotknięcia jej opalonego ramienia. Ale natychmiast przywołał się do
porządku. Tego rodzaju zachowanie byłoby z wielu powodów
niewybaczalne. Kobiety, z którymi się dotąd zadawał, były
mieszkankami wielkich miast umiejącymi obsługiwać multimedialne
serwery i zmuszać do posłuszeństwa orbitalne stacje satelitarne.
Nie zamierzał się wdawać w żadne romanse z elfami w zielonych
spodniach. W słuszności tego przekonania utwierdził go widok
ozdobionej brylantami i szafirami obrączki ślubnej, która błysnęła
na dłoni Elli w promieniach słońca. Pani Martinez - jak podkreśliła
z naciskiem, korygując jego błąd. Zamężna opiekunka domu. Tym
bardziej należało trzymać się od niej na dystans. Wspomniała coś o
małym synku. Zamężna kobieta z mieszkającą na miejscu rodziną. A
więc zapewne jest idealną gospodynią, a mąż zajmuje się ogrodem i
drobnymi pracami naprawczymi podczas nieobecności Nicole.
Zerknąwszy raz jeszcze na jej twarz, musiał mimo wszystko przyznać,
że pan Martinez jest szczęściarzem. Ponownie zerknął na gęstwinę
róż i kiwnął głową. - Owszem, bardzo mi się podobają. Są piękne.
Dziękuję, pani Martinez. - Nie ma za co. Główny ogród różany jest
nadal za domem. - Przerwała na chwilę, a potem znów się
uśmiechnęła. - Jest pan pewnie zmęczony po długiej podróży, choć
pański samochód przypomina raczej ruchomą kanapę. Czy chce pan
zobaczyć, co ten dekorator zrobił z pańskim dawnym pokojem? Tak, to
był jego dawny pokój. Przylegała do niego archaiczna łazienka z
popękaną emaliowaną wanną. Teraz była wyłożona kafelkami i bardzo
nowoczesna. Ale sam pokój nie zmienił się aż tak bardzo, a deski
podłogi z pewnością skrzypiały w tych samych miejscach. Chcąc
odepchnąć falę zalewających go wspomnień, wyjrzał przez okno.
Ujrzał rozciągający się za domem, otoczony murem ogród, w którym
spędził wiele godzin. I nagle zadał sobie pytanie, dlaczego Ella
Martinez przygotowała dla niego właśnie ten pokój. Odwiedzających
dom gości lokowano zwykle w górnej sypialni. Odwrócił się w stronę
drzwi. Ella Martinez stała u szczytu schodów. Jej uśmiech
rozjaśniał ciemne wnętrze korytarza. - Domyśliłam się - oznajmiła,
odpowiadając na niezadane pytanie. - Na podstawie tapety. - Widząc
malujące się na jego twarzy zdumienie, dodała łagodnym tonem: -
Niech pan się nie denerwuje, nie jestem jasnowidzem. Kiedy
dekoratorzy zdzierali kolejne warstwy, odkryli pod nimi
interesujące pamiątki z przeszłości. Obejrzała się przez ramię i
zerknęła w głąb klatki schodowej, jakby chcąc się upewnić, że nikt
ich nie podsłuchuje, a potem podeszła do niego bliżej. - Jestem
pewna, że prawie wszyscy chłopcy dekorują ściany pokoi plakatami
ulubionych zespołów rockowych. Co więcej, jestem gotowa się
założyć, że śpiewał pan ich piosenki, przykładając do ust szczotkę
do włosów, mającą udawać mikrofon. Czy trafiłam w dziesiątkę? Seb
poczuł, że się czerwieni. Ella najwyraźniej bawiła się jego
kosztem. W pierwszym odruchu zacisnął zęby i zmarszczył brwi, ale
potem zdał sobie sprawę, że nie chciała mu dokuczyć. Była po prostu
rozbawiona. A on dostrzegł nagle humorystyczny aspekt sytuacji i
zaczął się głośno śmiać. - Pudło! - oznajmił triumfalnym tonem. -
To nie była szczotka, tylko puszka lakieru do włosów mojej babki. W
drzwi szafy wmontowane było ogromne lustro, więc wkładałem dżinsowy
garnitur i odgrywałem rolę gwiazdy popu. - W takim razie miał pan
szczęście. Moi rodzice są zawodowymi muzykami, a ja urodziłam się
nad ich londyńskim klubem jazzowym. Czy może pan sobie wyobrazić
hałas, który panował co wieczór w naszym mieszkaniu? - Przerwała i
zerknęła na sufit, a potem głośno westchnęła. - Prawdę mówiąc,
byłam zachwycona światem muzyki i bardzo za nim tęsknię. -
Wzruszyła lekko ramionami. - No, ale trudno. Życie musi toczyć się
dalej. Zostawiam pana, żeby mógł się pan spokojnie rozpakować i
zadomowić. Gdyby pan czegoś potrzebował, spotkamy się na
podwieczorku. - Życie musi toczyć się dalej? - Seb kiwnął z
uznaniem głową. - Słuszna zasada. Mam jedno pytanie. Kiedy
spodziewa się pani przyjazdu Nicole? Chciałbym się z nią zobaczyć
jak najszybciej. Ella uniosła wysoko brwi i szeroko otworzyła oczy.
- Nicole nie ma. Czy nie dała panu znać? Seb spojrzał na nią ze
zdumieniem. - Jak to? Kilka tygodni temu przysłała mi e-maila,
pytając, czy nie zmieniłem planów, a ja potwierdziłem datę
przyjazdu. Czy coś się jej stało? - Nic jej nie jest, rozmawiałam z
nią dziś rano przez telefon. Ale w Nepalu jest fatalna pogoda.
Monsunowe deszcze zaczęły padać w tym roku bardzo wcześnie, więc
zejście z bazy pod Mount Everestem trwało dłużej, niż się
spodziewała. Nie zdążyła na samolot, którym miała lecieć do Europy.
Wróci jutro, pojutrze albo za kilka dni. - Wzruszyła lekko
ramionami. - Do tej pory będzie pan skazany na moje towarzystwo.
Dopiero po kilku sekundach opanował pospieszne bicie serca i
wyprostował zaciśnięte na kierownicy palce. Otworzył drzwi, wysiadł
i natychmiast poczuł na karku gorące promienie słońca. Na środku
drogi, zaledwie o kilkanaście centymetrów od zderzaka jego
samochodu, leżał ogromny, szarobrązowy pies, który najwyraźniej nie
zamierzał ruszyć się z miejsca.
Nazwa - Słoneczne lato
Autor - Nina Harrington
Wydawca - Harlequin
Kod ISBN - 9788323888956
Kod EAN - 9788323888956
Rok wydania - 2013
Format - 10,5x17 cm
Ilość stron - 154
Podatek VAT - 5%