[Replika]
Kategoria: Książki naukowe > Historia > Historia powszechna > II wojna światowa (1939-1945)Wysyłka: do 7 dni
towarzyszy z jednostek lądowych. Ale cóż to?! Samolot kapitana
Steena nagle oddala się od mojej maszyny. Przyśpieszył!
Czyżby schował hamulce, aby szybciej znaleźć się w pozycji zrzutu?
Robię...
Pełen opis produktu 'Pilot sztukasa. Mój dziennik bojowy - H.U.Rudel' »
Na twarzy kapitana dostrzegam skupienie. Nurkujemy, lecąc tuż obok
siebie; kąt natarcia leży między siedemdziesięcioma a
osiemdziesięcioma stopniami. Celownik znalazł już ??Marata??.
Nurkujemy w jego stronę, a jego sylwetka powoli rośnie. Wszystkie
działka przeciwlotnicze są teraz skierowane na nas. Teraz ważny
jest tylko nasz cel, nasze zadanie; jeśli je wykonamy, oszczędzimy
wiele krwi naszych towarzyszy z jednostek lądowych. Ale cóż to?!
Samolot kapitana Steena nagle oddala się od mojej maszyny.
Przyśpieszył! Czyżby schował hamulce, aby szybciej znaleźć się w
pozycji zrzutu? Robię to samo i błyskawicznie zbliżam się do ogona
maszyny mojego dowódcy. Nurkuję teraz o wiele za szybko i nie
jestem już w stanie zredukować prędkości. Tuż przede sobą mam
przerażoną twarz starszego sierżanta Lehmanna, strzelca pokładowego
kapitana Steena. Najwyraźniej jest przekonany, że za chwilę obetnę
śmigłem ogon ich samolotu, a potem się z nim zderzę. Z całych sił
odpycham drążek od siebie, by nurkować pod jeszcze ostrzejszym
kątem ? to już z pewnością jest dziewięćdziesiąt stopni ? i czuję
się, jakbym siedział na beczce prochu. Czy uderzę w maszynę Steena,
której siedzę już niemal na ogonie, czy też uda mi się ujść cało?
Mijam samolot Steena o grubość włosa! To znak od losu, że tym razem
wszystko skończy się dobrze. Środek okrętu znalazł się dokładnie w
siatce celownika, mój Ju 87 nurkuje całkowicie spokojnie, nie drży,
nie traci kierunku, po prostu leci jak po sznurku. Czuję, że chybić
w takiej sytuacji jest rzeczą niemożliwą. Teraz widzę ??Marata?? w
całej jego okazałości. Marynarze biegają po pokładzie z amunicją.
Naciskam przycisk zwalniający bombę, a potem z całych sił ściągam
drążek do siebie. Czy to wystarczy, by samolot zaczął się wznosić?
Mam wątpliwości, przecież pikuję bez hamulców, a wysokość zrzutu to
najwyżej trzysta metrów. Podczas odprawy przed akcją kapitan Steen
powiedział nam, że tysiąckilogramowe bomby należy zrzucać z
wysokości ponad tysiąca metrów, żeby nie narażać własnej maszyny,
ponieważ ich odłamki mają zasięg rażenia do tysiąca metrów. Ale
teraz o tym nie myślę! Chcę trafić ??Marata??! Tylko ciągnę i
ciągnę za drążek. Bez wyczucia, z całej siły. Przyśpieszenie jest
zbyt duże, nic nie widzę, mam mgłę przed oczami. Następuje krótka
utrata świadomości. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem. Jeśli
to nie wystarczy, muszę spróbować wyprowadzić samolot, przyciągając
drążek pulsacyjnie, z przerwami. Nie odzyskałem jeszcze całkowicie
świadomości, gdy słyszę głos Scharnovskiego: ? Panie poruczniku!
Okręt eksploduje! Oglądam się za siebie, lecimy trzy do czterech
metrów ponad wodą, wykonuję lekki skręt. Ponad ??Maratem?? unosi
się wysoka na czterysta metrów chmura eksplozji; najwyraźniej
eksplodowała amunicja. ? Gratuluję, panie poruczniku. Scharnovski
jest pierwszy. Teraz w eterze słychać gratulacje nadchodzące od
wszystkich załóg: ??Moje uznanie!??. Zaraz, czy ten głos nie należy
do dowódcy pułku? Ogarnia mnie ciepło i dziwne uczucie, jakiego
doznaję po uzyskaniu dobrego wyniku w sporcie. A potem wyobrażam
sobie spojrzenie tysięcy wdzięcznych piechurów. Lotem koszącym
pędzę w stronę wybrzeża. ? Dwa rosyjskie myśliwce, panie poruczniku
? melduje Scharnovski. ? Gdzie? ? Powtarzają nasz manewr, panie
poruczniku. Przelatują nad Kronsztadem przez zaporę własnej
artylerii. Rany boskie! W tej samej chwili zostały zestrzelone
przez własny Flak! ? Ostatnie zdanie Scharnovskiego, a przede
wszystkim jego krzyk, są dla mnie czymś zupełnie nowym. Tego dotąd
nie było. Lecimy nisko, na tej samej wysokości co betonowe
blokhauzy, z których również strzelają działka przeciwlotnicze.
Możemy niemal zrzucić Iwana skrzydłami do wody. Ich lufy są jednak
skierowane do góry, strzelają do naszych kolegów, którzy teraz
atakują pozostałe okręty. Przez chmurę wywołaną eksplozją amunicji
na ??Maracie?? niewiele widać dookoła. Huk eksplodującego okrętu
musi być niezwykle głośny, bo obsady niektórych dział
przeciwlotniczych zauważają mojego ptaka dopiero, gdy przelatuje
tuż obok nich. W pośpiechu obracają za mną lufy i usiłują strzelać;
uwaga wszystkich jest jednak zwrócona na całą naszą jednostkę,
która na dużej wysokości odlatuje do domu. Jako ??samotnik?? mam
więc trochę szczęścia. Okolica aż się roi od sowieckich dział
przeciwlotniczych, powietrze drga od rozgrzanego żelaza.
Pocieszające, że ich pociski w większości nie są przeznaczone dla
mnie. Przelatuję nad wybrzeżem ? ten wąski pas obsadzony przez
nieprzyjaciela jest dość nieprzyjemny. Nie mogę się wznieść, bo
nabranie bezpiecznej wysokości zabrałoby zbyt wiele czasu.
Pozostaję więc nisko nad ziemią i przelatuję obok wielu stanowisk
karabinów maszynowych i działek przeciwlotniczych. Rosjanie padają
przerażeni na ziemię. A potem rozlega się znowu glos
Scharnovskiego: ? Za nami Rata. Odwracam się i jakieś trzysta
metrów za nami widzę rosyjski myśliwiec. ? Scharnovski, strzelaj!
Kilka metrów od mojej kabiny przelatują smugowe pociski Iwana. ?
Scharnovski! Ma pan otworzyć ogień! Scharnovski nie odzywa się ani
słowem. Pociski Iwana biją już tylko kilka centymetrów ode mnie.
Zaczynam rzucać maszynę w gwałtowne skręty. ? Scharnovski, czy pan
oszalał? Niech pan strzela! Każę pana aresztować! ? wrzeszczę do
niego. Scharnovski mimo groźby nadal nie strzela i dopiero po
chwili odpowiada powoli: ? Nie strzelam, panie poruczniku, bo widzę
z tylu Messerschmitta; jeśli zacznę strzelać do Raty, to mogę
uszkodzić naszego Me. Scharnovski uważa problem za wyjaśniony, ja
natomiast spływam potem na skutek potwornego napięcia. Paciorki
pocisków smugowych Iwana wciąż przelatują tuż obok nas, a ja wiję
się w powietrzu jak szalony. ? Teraz może się pan odwrócić, panie
poruczniku. Me zestrzelił Ratę. Skręcam lekko i spoglądam do tyłu ?
jest tak, jak mówi Scharnovski: na ziemi płoną szczątki Raty. Za
moment obok mnie przelatuje, kołysząc się niepewnie, Me 109.
fragmenty książki