[Illuminatio]
Kategoria: Książki > Beletrystyka
jednego z sąsiadów wyglądającego przez okno i rozmawiającego przez
telefon. Chłopiec wciąż nie dawał żadnego znaku życia. – Ethan! –
krzyczeli rodzice. – Ethan! [Fragment książki "Misja na
czterech...
Pełen opis produktu 'Misja na czterech łapach, W. Bruce Cameron' »
Podtytuł: Powieść dla ludzi
Tytuł oryginalny: A dogs purpose
Wszystkie psy idą do Nieba… chyba że mają niedokończone
sprawy, tu na Ziemi. A niektóre z nich mają też do spełnienia ważną
misję.
Okazuje się, że nie tylko koty mogą żyć po kilka razy. Główny
bohater książki – Bailey – to uroczy psiak, który po serii
niefortunnych zdarzeń odchodzi z tego świata. Ku swemu zdziwieniu
odradza się ponownie, by trafić w ręce ośmioletniego chłopca
imieniem Ethan. Wkrótce stają się nierozłącznymi przyjaciółmi a
Bailey dożywa szczęśliwej starości u boku chłopca w poczuciu, że
spełnił swoją misję.
Jednak zamiast udać się do psiego raju, Bailey przychodzi na świat
ponownie w kolejnym psim wcieleniu. Czy uda mu się wreszcie odkryć,
jaki jest cel jego życiowej misji?
Ta wspaniała powieść o nierozerwalnej przyjaźni łączącej człowieka
i psa z pewnością trafi do serc wszystkich czytelników, którzy mają
lub mieli kiedyś ukochanego psa.
Idąc odśnieżonym chodnikiem, spostrzegłem kilka rzeczy. Żadna z
nich nie oznaczała niczego dobrego.
Drzwi wejściowe były otwarte, a zapach dymu wydobywał się na
zewnątrz, na mroźne nocne powietrze, przez potężne uderzenia
płomieni. Pęd tego powietrza niósł ze sobą chemiczny, ostry zapach,
który był dla mnie znajomy – czułem go zawsze, gdy jechaliśmy
samochodem i zatrzymywaliśmy się w miejscu, gdzie Ethan lubił stać
z tyłu auta z grubym, czarnym wężem w ręku. Ktoś wyszedł z domu.
Początkowo sądziłem, że był to chłopiec, ale tylko do momentu, gdy
postać zaczęła wytrząsać na krzaki obok domu, śmierdzący płyn z
metalowego pojemnika. Wtedy poczułem znajomy zapach.
To był Todd. Odszedł trzy kroki w tył, wyciągnął z kieszeni jakiś
papier i podpalił go. Ogień migotał naprzeciw jego skamieniałej,
pustej twarzy. Gdy rzucił płonące papiery na krzaki, pojawił się
niebieski płomień, wydając trzaskający hałas.
Todd mnie nie zauważył. Przyglądał się płomieniom. Nie warknąłem,
nie zaszczekałem, tylko wbiegłem na chodnik w milczącej
wściekłości. Skoczyłem na niego, jakbym polował na ludzi przez całe
życie. Wezbrało we mnie poczucie władzy, jakbym był wodzem
paczki.
Niechęć, jaką żywiłem wobec ataków na ludzi, została zepchnięta na
dalszy plan przez silne poczucie, że to, co robił Todd, mogło
wyrządzić krzywdę chłopcu i jego rodzinie, którą miałem przecież
chronić. To było moim jedynym celem.
Todd krzyknął i upadł. Kopnął mnie w pysk. Chwyciłem zębami jego
stopę, gryzłem ją, warcząc, podczas gdy Todd krzyczał. Jego spodnie
rozdarły się i zgubił but. Poczułem smak krwi. Zaatakował mnie
pięściami, ale trzymałem mocno jego kostkę, potrząsając nią,
czułem, jak wgryzam się w ciało. Byłem pełen furii, całkowicie
nieświadomy faktu, że w pysku czułem smak ludzkiej skóry i
krwi.
Nagły przenikający hałas zbił mnie z tropu. Obejrzałem się, by
spojrzeć na dom, a Todd wykorzystał okazję i uwolnił swoją
stopę.
Budynek stał w płomieniach. Gęsty, gryzący dym wydobywał się przez
drzwi wejściowe. Alarm wył niezwykle głośno, więc instynktownie
oddaliłem się.
Todd przystanął, a następnie, kulejąc, oddalił się tak szybko, jak
mógł. Kątem oka widziałem jak odchodził, ale nie dbałem już o to.
Włączyłem mój własny alarm; szczekając, próbowałem zwrócić uwagę
innych na płomienie, które szybko rozprzestrzeniały się po domu i
zmierzały w górę, w kierunku pokoju chłopca.
Pobiegłem na tył domu, ale ze smutkiem stwierdziłem, że sterta
śniegu, która pomogła mi wcześniej w ucieczce, znajdowała się po
złej stronie ogrodzenia. Gdy stanąłem tam, szczekając, drzwi na
taras rozsunęły się. Wybiegli przez nie tata i mama Ethana, która
kasłała.
– Ethan! – krzyczała.
Kłęby czarnego dymu wydostawały się przez drzwi tarasowe. Mama i
tata podbiegli do bramy, gdzie się na nich natknąłem. Potrącili
mnie, biegnąc po śniegu przed front domu. Stali, patrząc w górę, w
ciemne okno pokoju Ethana.
– Ethan! – krzyczeli. – Ethan!
Odbiegłem od nich i pognałem do domu, przez już otwarte tylne
wejście. Rzuciłem się do środka. Feliks przebywał na tarasie,
skulony pod ławką i wył na mnie, ale nie zatrzymałem się. Moje oczy
i nos były pełne dymu. Po omacku pełzłem w kierunku schodów.
Odgłos płomieni był tak głośny jak wiatr za oknem pędzącego
samochodu. Dusił mnie dym, ale to wysoka temperatura zmusiła mnie
do odwrotu. Siła ognia przypaliła mi nos i uszy. Sfrustrowany
opuściłem łeb i wybiegłem z powrotem przez tylne drzwi. Zimne
powietrze natychmiast ukoiło mój ból.
Mama i tata wciąż krzyczeli. W domach wzdłuż ulicy zapaliły się
światła. Zauważyłem jednego z sąsiadów wyglądającego przez okno i
rozmawiającego przez telefon.
Chłopiec wciąż nie dawał żadnego znaku życia.
– Ethan! – krzyczeli rodzice. – Ethan!
[Fragment książki "Misja na czterech łapach"]
Tłumacz: Kamil Stachowicz
Redakcja: Dominika Dudarew
Wydawca: ILLUMINATIO
Ilość stron: 304
Oprawa: miękka
Format: A5 - 145x205 mm
ISBN: 9788362476220